między fochem a manipulacją

Kto ma małe dzieci, słyszy to co kilka dni:
Bo Ala to się na mnie gniewa, 
Bo Paweł się do mnie nie odzywa, 
Bo Paulina się obraziła…
I jeszcze szczere Nie mam pojęcia za co na koniec.

To klasyczny „foch”. Nazwa na zachowanie osoby, która się na ciebie gniewa. Nie na żal, że stało się coś złego. Nie na przykrość, której przyczyną było twoje zachowanie.  Ot, zwykły „foch”, że coś poszło nie po czyjejś myśli. Zwykle drobiazg – nie to słowo, nie ten gest, zbyt wolna lub niezbyt żywiołowa reakcja, zbyt małe zainteresowanie et cetera, et cetera. 

Takie trochę dziecinne dąsanie się. Tylko, że niektórzy z niego nie wyrastają. Jak sztandar niosą go w dorosłe życie, by potem dąsać się na koleżankę z pracy, na męża, żonę, siostrę. Bo nie słucha, bo nie odebrał telefonu, bo odebrała, ale nie miała czasu oddzwonić, bo nie chciała pożyczyć pereł, albo odwrotnie zapomniała oddać, bo…
Niby nic takiego, ale…...cienka niewyraźna linia dzieli go od emocjonalnego szantażu i innych skutecznych technik manipulacji.
Dlaczego?

Bo każdy komu zależy na tobie, usprawiedliwi cię przed samym sobą, zamiast używać „focha”. Tak jak Matka, o której imieninach zapomnisz. Czy „strzeli focha”, czy raczej zmartwi się, że coś ci się stało alb załamie ręce, że znowu masz za dużo na głowie. Ewentualnie dostaniesz świeckie rekolekcje gdy już się pojawisz, ale „focha” nie będzie  – jestem pewna.

Moja siostra dzwoni do mnie przynajmniej kilka razy dziennie. Zwykle jednak nie rozmawiamy, bo ja odbierając w biegu, mówię wyprzedzając nawet jej powitanie: Oddzwonię Aniu.

Czasem nie oddzwaniam.

Dobra, zwykle nie oddzwaniam.

Jeszcze nigdy nie „strzeliła focha”. Czasem mówi, że już jej brakuje argumentów, by mnie usprawiedliwić przed samą sobą. Czasem żartuje, że gdyby miała możliwość skorzystać z tylko jednego telefonu, już wie, że numer, który by wybrała to nie byłby mój numer. Ale jeszcze nigdy nie „strzeliła focha”.

Pewnie wie, że „focha” używa tylko osoba, której zależy na tym, byś następnym razem zachował się dokładnie tak, jak ona chce –  posprzątał zamiast czytać, poszedł na zakupy zamiast obejrzeć mecz, dokonał dokładnie takiego wyboru, jakiego ona by dokonała…
A… i jeszcze tego wszystkiego wypadałoby się domyśleć. Bo „foch” nie służy do rozwiązywania problemów, a do ich piętrzenia w słusznym celu uświadamiania ci, że nie opłaca się sprzeciwiać.

Nie oddawaj najlepszej porcji tiramisu żadnemu facetowi, który ma focha, w nadziei, że zobaczysz na jego twarzy uśmiech wdzięczności. Nie zobaczysz. Jego foch jest jego sprawą. Twoją sprawą jest twoje życie.

pisała Sylwia Kubryńska w „Kobiecie dość doskonałej”. 
Ale dokładnie to samo działa w drugą stronę. A nawet w przyjaźni. W każdej relacji z drugą osobą. Dlatego nigdy nie pytaj nikogo, czy się na ciebie gniewa. Jeśli uważasz, że nie zrobiłeś nic złego, „foch” drugiej osoby jest jej sprawą. 
Dopóki się nim nie przejmujesz. 
Jeśli potraktujesz to „pogniewanie się” poważnie – zaczniesz się zastanawiać, jak się zachować, żeby go uniknąć w przyszłości. Zaczniesz tak postępować. Zaczniesz się dostosowywać. I już niedługo będziesz niemal ucieleśnieniem ideału: męża, żony, dziecka, przyjaciela czy koleżanki. Tylko, że… przy okazji przestaniesz być sobą. A autentyczność to najlepsze co nam się może przydarzyć. Cudze dobre samopoczucie nie może się z nią równać.
Nie warto.