ROZMOWY Z MOIM PSEM cz.VII

  • Możesz mi wytłumaczyć, co ty wyprawiasz? – spytałam Psa z dezaprobatą w głosie, widząc jak wbija we mnie wzrok przy śniadaniu, wodząc cielęcymi oczami po trasie, którą przemierza moja ręka z kanapką.
  • Nie mogę przestać – przyznał Pies – to jest fascynujące…
  • Zdejm łeb ze stołu. Natychmiast! Ja już nie mówię, że to jest niehigieniczne. To jest, człowieku, dla ciebie destrukcyjne!
  • Nie mów do mnie 'człowieku’ – żachnął się – Nic aż tak złego nie robię. Nawet ci nie przeszkadzam.
  • Już chyba lepiej by było dla ciebie, żebyś przeszkadzał. Żebyś mi wyrwał tę kanapkę, albo co… A tak? To jest niezrozumiałe. Nie mogę pojąć po co tu ślęczysz. Masz miskę pełną frykasów. Niejeden pies by się za nią dał przegonić Wielką Pardubicką. A ty zamiast to docenić i zająć się tym co twoje, to tkwisz jak w maraźmie, godzinami wpatrując się w cudze miski. Chłopie! Doprowadzisz w końcu do tego, że twoje żarcie zje kot albo się zepsuje, a ty zostaniesz z pustym brzuchem. Nikt poważny tak nie robi. Trzeba wiedzieć, ile czasu poświęcać swojej misce, a ile cudzej – zakończyłam wywód, z nadzieją, że odniesie skutek.
  • Ale wykład! – łypnął oczami i odwrócił się od stołu – No dobrze, dobrze, spróbujmy. Ale, oboje. Najlepiej spisz to i zrób nam afirmacje nad legowiska. Tylko w swojej – dodał przez ramię wychodząc – miskę zastąp życiem.