Nie przyszedł…

I nie przyszedł jako mędrzec i uczony
Choć pewnie wtedy 
łatwiej tym byłoby wierzyć, 
Którym Oksfordy i Sorbony
Służą, by nimi 
wartość innych ludzi mierzyć
Ale jako dziecko,
byś pojął, że to twoja słabość
stanowi w istocie 
twoją doskonałość

I nie przyszedł, jako bogacz 
ubrany w klejnoty
Ani jako Pan na rozrzuconych 
po bezkresach zamkach
Choć zyskałby tym tych, 
dla których bogiem wciąż 
przedmioty, 
akcje, 
obligacje 
i kredyt we frankach
Ale jak dziecina, 
matki ramion spragniona
Byś wiedział, że najcenniejsze 
co możesz dać komuś
To twoje ramiona

I nie przyszedł wprost z nieba
Grzmiąc: "Uwierzcie we mnie"
Ale jak Człowiek
Byś uwierzył widząc, 
Że cuda się dzieją 
Codziennie