Żadnych postanowień noworocznych

Czy jeśli postanowię przy Nowym Roku nie robić żadnych postanowień noworocznych to będzie to najszybciej złamane postanowienie noworoczne? A niech tam…

Postanowiłam.

Żadnych postanowień noworocznych.
Przede wszystkim, żeby postanowienia noworoczne się udały, trzeba uważać, czego się chce.


Pamiętam, jak jednego roku nękana wyrzutami sumienia, że za dużo czasu spędzam w pracy, a za mało z dziećmi, postanowiłam „więcej być w domu”. Skończyło się na tym, że zbieg różnych zdarzeń nie pozwolił mi pojechać przez cały rok nie tylko na urlop, ale nawet na weekend. Zdecydowanie byłam „więcej w domu”. Tylko dzieci były mało zachwycone.
Od tamtej pory boję się, że jak kiedyś przyjdzie mi do głowy postanowić, że np. nie będę odbierać komórki na urlopie, to owszem dochowam tego postanowienia, ale wyłącznie z powodu braku urlopu albo utraty komórki. 


W życiu w ogóle warto uważać na to, czego się chce, bo większość życzeń się spełnia, tylko w najmniej oczekiwanym momencie i w nieco inny sposób, niż zakładaliśmy.
Po drugie, postanowienia noworoczne rzadko bywają rozsądne. Najczęściej ich jedynym zadaniem jest dać choć chwilę złudne poczucie, że jesteśmy inni niż w rzeczywistości.

Lepsi. Bardziej oczytani. Bardziej wysportowani. Bardziej na czasie. W ogóle b a r d z i e j…
Śmieszą mnie wstawiane masowo na Facebooka zapewnienia typu:

W Nowym Roku będę czytał przynajmniej dwadzieścia minut dziennie.

albo

W Nowym Roku przeczytam tyle książek, ile mam wzrostu w centymetrach.

Naprawdę robią to także ludzie dorośli. Jeśli przeżyłeś kilkadziesiąt lat bez palącej potrzeby czytania, co Ci da dwadzieścia minut dziennie? Co można poczytać dwadzieścia minut dziennie? Przepis na kaczkę w pomarańczach? Umowę na dostawę prądu? I czy warto czytać hurtem co leci, byle zgadzała się liczba z założonych postanowień?
Podobnie, jeśli dotychczas nigdy nie poczułeś potrzeby robienia przetworów domowych, ćwiczenia jogi albo biegania na długich dystansach, i jako tako z tym funkcjonujesz, to być może te rzeczy nie są Ci to potrzebne do życia. Po prostu. Zwłaszcza jako postanowienie noworoczne.


I nie ma się co tłumaczyć, że robiłbyś to wszystko, gdyby nie brak czasu. Masz czas w ciągu roku, ale dokładnie na to, co jest akurat dla Ciebie ważne. Jeśli nie na czytanie, bieganie albo weki, to będzie to wyłącznie tego czasu, którego i tak nie masz wiele – strata. Na szczęście jedynie do momentu, aż wszystkie postanowienia pójdą w niepamięć, czyli najpóźniej gdzieś do połowy lutego.


Po trzecie, wszystkie postanowienia noworoczne to rozwiązania siłowe wobec siebie samego. A nasza psychika to bardzo cwana bestia i rozwiązania siłowe jej nie interesują. Nic nie zbuduje ani nie zniszczy na siłę. Dotyczy to także nawyków. A może nawet przede wszystkim ich. Twoje zapotrzebowanie na kofeinę wzrośnie pięciokrotnie w momencie, w którym zaplanujesz, że od Nowego Roku będziesz pić tylko jedną kawę dziennie. Sen też raczej nie przyjdzie wcześniej tylko dlatego, że zaplanujesz zdrowsze życie.
To akurat gwarantuję.

Po czwarte wreszcie, postanowienia noworoczne kryją w sobie pułapkę, opartą na tym, że planowanie w przedziwny sposób nas zaspakaja. Wystarczy, że zrobisz szczegółowy plan tego, co zamierzasz wprowadzić w życie, a motywacja momentalnie spada. Z tych powodów zazwyczaj postanowienia dotyczące regularnego trenowania jakiegoś sportu, kończą się zaraz po zakupie odpowiedniego stroju albo sprzętu.
Działaj zatem zamiast planować i to od swojej własnej daty. A jeśli się nie uda?
Najwyżej nigdy nie będziesz miał porządku w garażu ani zaczynał dnia od medytacji. Trudno. Z tym też się da żyć.

Podsumowując, przy Nowym Roku jedyne co warto w życiu zmienić to kalendarz. Na wszystko inne czas przyjdzie sam