albo o tym, że prawdziwych przyjaciół nie poznaje się w biedzie….
Ostatnio „w internetach” króluje zdjęcie zamieszczone na instagramie przez Kamila Stocha, na którym widać, jak udziela on wywiadu, chroniony przed deszczem parasolką, którą trzyma nad nim Adam Małysz.
Zdjęcie, które możesz wyszukać po hasztagu #youcanstandundermyumbrella albo na oficjalnym profilu Kamila Stocha na którym Małysz moknie, żeby deszcz nie przeszkadzał Kamilowi, przypomniało mi o starej prawdzie, że
prawdziwych przyjaciół nie poznaje się w biedzie, ale po tym, jak znoszą Twoje sukcesy.
Dlaczego?
Bo pomaganie innym mamy we krwi. Każdy przeciętnie wrażliwy człowiek pomoże innemu w potrzebie. Trochę ze szlachetności serca, a trochę dlatego, że pomaganie innym podnosi naszą własną wartość. Pomagając innym, pomagamy tak naprawdę sobie. Czujemy się wtedy lepsi, bardziej wartościowi, przydatni. Wszyscy tak lubimy być pomocni. Lubimy, kiedy ktoś nas prosi o radę, pomoc czy wsparcie. Jak łatwo mieć wtedy dobre serce.
Dzięki temu, wbrew pozorom nie tak trudno znaleźć kogoś kto Ci pomoże w potrzebie. Każdy przyzwoity człowiek to zrobi, a już na pewno każdy przyjaciel.
Ale już cieszyć się z Twoich sukcesów nie będzie każdy, a nawet przyjaciel – tylko ten prawdziwy.
Łatwiej się użalać nad przyjacielem, niż go dopingować.
Łatwiej go bronić przed atakami, niż uczestniczyć w aplauzie dla niego.
I znów – dlaczego tak jest? Do końca nie wiadomo.
Może to wina złudnego poczucia, że w przypadku wygranej, ktoś bliski poradzi sobie bez naszego wsparcia, a może gdzieś tam w środku robi nam się trochę smutno, że ktoś sobie chwilowo radzi lepiej niż my. Może o to, że w nieustannie dokonywanych przez naszą podświadomość porównaniach nagle od przyjaciela wypadamy w jakiejś kwestii gorzej? Nawet jeśli wiemy, że na to zasługuje. Że to jak wszystko w życiu – tylko chwilowe.
Nikt dokładnie przyczyn nie zdiagnozuje, ale jest pewne, że bez względu na to, jak byśmy się przed tym wzbraniali i jak zarzekali – jest właśnie tak.
Nagle zamiast braw, pojawi się krytyka, umniejszanie osiągnięć, a czasem nawet wpędzanie w poczucie winy i kreowanie atmosfery, w którym nie tylko nie ma z kim się cieszyć, ale nawet okazuje się, że w sumie nie ma z czego.
Bez dwóch zdań łatwiej nam trzymać tę parasolkę nad przyjacielem, w sytuacji gdy on sam nie może, bo ma splątane ręce, niż wtedy, gdy ma je zajęte pucharami.
A mimo to niektórzy potrafią.
Małysz potrafi stać obok kolegi z zespołu nie tylko w potrzebie, ale także w blasku fleszy.
Bądź takim przyjacielem.
Bądź jak Małysz.